
Co Cię popchnęło w kierunku życia less/zero waste?
Paulina Górska: Powiedziałabym, że wszystko zmieniła moja ciąża. Może to stereotypowe, ale mam to gdzieś (śmiech). Zajście w ciążę z Apolonią, moją pierwszą córką i pójście na pogłębiony kurs mindfulness sprawiły, że zaczęłam inaczej patrzeć na świat. A potem, gdy Apolonia już się urodziła, pojawiło się to poczucie odpowiedzialności, już nie tylko za siebie. Z czasem dochodziły nowe sprawy, jak gotowanie dziecku i zwracanie uwagę na to, z czego robię to jedzenie, spożycie mięsa i jego ograniczenia, itd. Im głębiej w to wchodziłam, tym więcej spraw się łączyło: rezygnacja z plastiku, tematy związane ze zrównoważoną modą...
Trudno powiedzieć, by był to jeden moment, raczej rozciągnięty na 3 lata proces, podczas którego zaczynałam patrzeć na różne obszary mojego życia w nowy sposób. W dodatku połączyło się to z totalną zmianą stylu życia, czyli z porzuceniem kariery zawodowej w korporacji.
A w kwestii zmian klimatycznych, oczy otworzyła mi książka Marcina Popkiewicza Świat na rozdrożu. Właściwie wszystko o czym tam przeczytałam, było dla mnie czymś nowym, mimo że pracowałam w dużej firmie mediowej.
Ważnym momentem było też dla mnie pójście na studia zrównoważonego rozwoju, poznanie mojego mentora, prof. Bolesława Roka, i innych osób zajmujących się tym tematem - od założycieli startupów po pracowników różnych instytucji . To podczas tych studiów dostrzegłam, że temat zrównoważonego rozwoju przenika wszystko, trzeba tylko umieć to zobaczyć.
Co jest dla Ciebie najważniejsze w prowadzeniu ekologicznie zrównoważonego trybu życia?
Daje mi to poczucie codziennej, indywidualnej sprawczości. Bo gdzie indziej można tę sprawczość osiągnąć? Można – i należy – brać udział w różnych inicjatywach, chodzić na strajki, głosować, np. w Budżecie Obywatelskim. Ekologiczne życie to dzisiaj w sumie tak dużo: zdrowa żywność, kupowanie mniej i w drugim obiegu, naprawianie zamiast kupowania, rezygnacja z niepotrzebnych jednorazowych przedmiotów… Mi robienie tych drobnych kroków zwyczajnie sprawia radość, a myślę, że potrzebujemy tej pozytywności na co dzień.
Czym są dla Ciebie moda i design? Czy wypada jeszcze kochać modę/design?
Jak najbardziej! Ja wciąż bardzo kocham modę i bardzo interesuje mnie jej przyszłość, ciekawią mnie nadchodzące trendy, przewidywanie ich. Myślę, że za 20-30 lat moda będzie wyglądać zupełnie inaczej, zwłaszcza, że będziemy się coraz bardziej przenosić w wirtualne światy i tam moda jak najbardziej będzie istotnym elementem. Już zresztą pojawiają się pierwsze skowronki w tym temacie, jak temat metaversum. Poza tym, moda i design wiążą się teraz z tyloma zagadnieniami, jak well being czy otaczanie się zielenią i naturą, zdrowie psychiczne. To przecież sprawy niesamowicie ważne i trendy mają na nie wpływ.
A moda z drugiego obiegu jest równie zajmująca! To zresztą też był dla mnie proces – kiedyś wstydziłam się noszenia rzeczy z drugiej ręki, kojarzyło mi się to z brakiem pieniędzy, mimo że moja mama właściwie od zawsze buszowała w lumpeksach i nosiłam takich ubrań sporo. Dzisiaj mamy modę na drugi obieg, i to jest super!
Czy przy zakupach dla dzieci kierujesz się względami estetycznymi czy ważniejsza jest dla Ciebie funkcjonalność?
Jeśli chodzi o dzieci funkcjonalność jest pewnie ważniejsza, choćby ze względu na to, że dużo czasu spędzamy na dworze i te ubrania muszą być wytrzymałe, ciepłe i wygodne.
Ale też jestem wyczulona na piękne projety: mam w głowie taką wizję, że moje dzieci są ubrane w piękne kolory, super wzory, ale umówmy się, moja Pola wygląda tak od święta (śmiech).
Chcemy, żeby Apolonia ubierała się sama, ale to, co ma w szafie do wyboru to głównie rzeczy praktyczne i niezbyt drogie. 80% jej szafy to rzeczy po kimś. Moje podejście oczywiście ewoluowało. Gdy byłam w pierwszej ciąży, to na wyprawkę dla Apolonii wydałam minimum 2 tysiące złotych. W drugiej - praktycznie zero.
Co nie znaczy, że nie zdarza nam się „stylizować” naszych dzieci. Zresztą, jak Apolonia sama wybiera sobie rzeczy, wyraźnie jest to projekt – ostatnio na przykład założyła koszulkę na bluzę, zupełnie odwrotnie, niż ja bym to zrobiła. I to jest wyjątkowe, nie próbuję w to ingerować. Super, że jest tak kreatywna.
Czy masz sprawdzone, ulubione marki?
Bardzo lubię rzeczy Reima. To jedna z moich ulubionych marek, bo wiem, że stosują bezpieczne materiały i że moim dzieciom będzie w nich wygodnie i ciepło. Lubię też markę Crazy Legs za super leginsy w unikatowych wzorach - nie tylko dla dzieci.
Kiedy jeszcze kupowałam więcej nowych rzeczy bardzo lubiłam Poppin’Jay, głównie ze względu na wyróżniające się wzory – wystarczyło jedno body, żeby dziecko wyglądało naprawdę wyjątkowo.
Jeśli chodzi o rzeczy z drugiego obiegu ostatnio odkryłam stronę Woolitbe. Mają dużo ubrań z wełny merino, która jest świetnie izolującym materiałem w okresie jesienno-zimowym, ale nie zwracam uwagi na marki, które tam kupuję.
Czy jest coś, czego nie kupujesz „z drugiej ręki”?
Poza kurtkami, które z różnych względów muszą zawierać jakiś syntetyk, to przede wszystkim nie kupuję ubrań z poliestrem czy akrylem w składzie. Moje ciało nie lubi bezpośredniego kontaktu z takimi materiałami, jest to dla mnie zwyczajnie nieprzyjemne, i moim dzieciom też tego nie funduję.
Mam jakiś problem z butami, bo mówi się, że mocno wychodzone buty są przystosowane do innej stopy, ale nie jestem w tym super konsekwentna, Apolonia nosi buty po innych dzieciach, a Gaia po Polce. Pewnie nie kupiłabym bielizny… Ale wszystko inne tak!
Jaki jest najdziwniejszy przedmiot z przeznaczeniem „dla dzieci” z jakim się zetknęłaś; produkt, który według Ciebie jest wytwarzaniem sztucznej potrzeby?
Płyn do higieny intymnej dla dziewczynek, o zapachu truskawkowym. Rozumiem, że mogą się zdarzać jakieś przypadki, w których lekarz by określił, że dziecko potrzebuje jakiegoś specjalnegośrodka do mycia, ale tak ogólnie to widzę w tym kreowanie sztucznej potrzeby.
A wiesz co, było najdziwniejsze? Napisałam o tym na insta stories na swoim profilu i była to moja najpopularniejsza relacja ever! Dostałam z dwieście wiadomości na ten temat! Nie sądziłam, że to wzbudzi aż tak skrajne emocje.
Innym przedmiotem, który w pierwszym odruchu wydaje mi się zbędny, to kosmetyki do makijażu dla dzieci, ale z drugiej strony wiem, że dzieciaki lubią się takimi rzeczami bawić.
No i jeszcze te kontrowersyjne dwuczęściowe kostiumy kąpielowe, gdzie góra udaje stanik… Moja Apolonia akurat głównie biega w stroju mocno zakrytym, który ją chroni przed promieniami UV, bo uważam, że to ochrona przed słońcem jest najważniejsza. Nie kupiłabym jej bikini, wydaje mi się, że nie ma takiej potrzeby. Stroje dla dziewczynek udające te dla dorosłych kobiet są zawsze przedmiotem żywej dyskusji mam.
Niezbędnik w szafie mojego dziecka to…
(Po długim namyśle) Dobra, oddychająca kurtka. W zasadzie nie znam innych niezbędnych przedmiotów. Może poza – tak trochę na przekór – strojami do zabawy w przebieranki.
Twoje największe modowe rozczarowanie?
Moim wiecznym modowym rozczarowaniem jest zderzenie marzeń o pięknych wełnianych rzeczach z rzeczywistością… Właściwie wszystko z dodatkiem wełny okropnie mnie drapie, tak już mam. Kolejnym tego typu marzeniem jest sen o kolorowych ubraniach, który i tak kończy się tym, że noszę ciemne, głównie czarne. Ale nie ustaję w próbach: ostatnio kupiłam sobie niesamowicie kolorowy płaszcz od Chi-Chi Ude. Nie wiem, kiedy go założę i jak się będę w nim czuła, ale to jest ten rodzynek w mojej szafie, który przekażę córkom.
Niestety, zdarza mi się rozczarować rzeczami od polskich marek, które zawodzą mnie jeśli chodzi o jakość: czy to materiałów, czy samego wykonania. Irytuje mnie sprzedawanie ubrań pod hasłem lokalnej, zrównoważonej produkcji, której jakość nie odbiega od fast fashion.
Częściej robisz zakupy online czy w osobiście, w sklepie?
Wolę przymierzyć. Zdarza mi się kupować przez internet, ale zwykle potem nie pasuje. Za to dziewczynkom często kupuję rzeczy przez internet, tak nowe, jak z drugiej ręki.
Najważniejsze, żeby moje dzieci…
… mogły za trzydzieści lat żyć bezpiecznie i spokojnie na tej planecie . Żeby kryzys klimatyczny nas nie wymiótł. I żeby były szczęśliwe.
Co musiałaś odpuścić, kiedy zostałaś mamą?
Wielką karierę w korporacji! Pojawienie się Poli na świecie spowodowało, że zaczęłam się zastanawiać, czy chcę i czy jestem w stanie pracować po wiele godzin dziennie, odpisywać na maile w środku nocy albo bladym świtem, czyli funkcjonować tak, jak często wymaga tego „korporacja” (chociaż przecież za nią zawsze stoją ludzie).
I nie uważam, żeby to był prosty, oczywisty wybór. Jeszcze rok temu porównując się ze znajomymi, którzy pracują dla dużych międzynarodowych firm , zastanawiałam się, czy dobrze robię, czy czegoś nie tracę. Ale jednak obecne zajęcie daje mi wolność i czas dla rodziny, choć to nie była moja jedyna motywacja. To też satysfakcja i poczucie sensu tego, co robię, bo zrównoważony rozwój mnie totalnie wciągnął.
Jaką jesteś mamą?
Trochę zwariowaną! Lubię się wygłupiać i bawić z moimi dziećmi, czasem lubię po prostu stać się na chwilę dzieckiem. I myślę, że to jest w moim byciu mamą fajne.